promienioną wyrazem nieskończonej szczęśliwości twarz, podnosił wdzięcznie i w przerwach tańca chusteczką z różowego batystu, ocierał kroplisty pot z zarumienionego czoła.
Stojący we drzwiach doktór K. z uśmiechem nieopisanej ironji patrzył na drgającą i jakby unoszącą się w nadpowietrzne szlaki, mimo znacznej jej objętości, postać Wiewiórskiego.
— Czy uważasz pan, szepnął do Henryka, jak ten Wiewiórski w szczególniejszy sposób podobny jest do swojego wiedeńskiego kocza, którym się ciągle chwali.
— A to jak? z lekkim uśmiechem nie rozchmurzając jednak czoła, spytał p. Tarnowski.
— Jak kocz tak i jego właściciel lekki jest, a pakowny. Zobaczysz pan, że walcować nie będzie, bo szybki prąd powietrza unoszący się zwykle około walcujących, robi mu raważe na głowie i rozrzucając włosy ukazuje niepotrzebne rzeczy. Smiesznato karykatura — a podobnych mu choć w innym rodzaju ludzi, jest tu jeszcze kilku. Wszakże, mówił dalej doktór, myliłbyś się pan bardzo, gdybyś z podobnych wzorów brał miarę o całej spółeczności tutejszych stron. Sąto postacie wybitne i uderzające dla tego właśnie, iż są rzadkie. Oprócz nich mamy w towarzystwie naszem ludzi rozsądnych i zacnych, którzy z rozmaitym stopniem wyższego i mierniejszego ukształcenia, przedstawiają przecież typy istotnie ludz-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.