— Dobrze, rzekła Regina — niech mi szmer wody wtóruje a wiosła panów miarę odznaczają. Jeśli rozbudzę ptastwo nadbrzeżne, nie moja będzie wina.
— Ale pani zasługą to będzie, jeśli nadbrzeżni nasi bracia posłyszą słodki i czujący śpiew pani w zamian za odgłosy, które nas od nich dolatywały niedawno.
Regina podniosła czoło, pomyślała chwilkę i zawiodła jedną z piosnek w stronie jej rodzinnej śpiewywanych. Głos jej pokrył plusk fali, wiosła spoczęły nieruchome w rękach Stefana i Henryka — i wszystko jakby ucichło zda się, jakby słuchało z upragnieniem drżących w powietrzu tonów, nasyconych miłością i tęsknotą.
Pan Stefan nie patrzył już w przestrzeń, a oko jego spoczywało na wyniosłej postaci i natchnionej twarzy kobiety.
Patrzył na nią, i wszystko co kiedy było, cała przeszłość jego znikała mu z pamięci — i znikał mu z pamięci cały otaczający świat.
Patrzył na nią i zdało mu się, że znalazł to czego nigdy nie miał — co zapełnia jednę z niezapisanych dotąd a najpiękniejszych kart jego życia.
I posłyszał w sobie odgłosy które przez długie lata tłumił potężną wolą i mozolną pracą; i posłyszał w sobie głos wszechmocny, który na każdego człowieka prędzej czy później zawołać musi: kochaj!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.