giny. Spojrzał w przeszłość, a ona przyniosła mu postać Stefana, i postawiła go tuż obok dwóch istot, które najbardziej kochał.
Chodził i rozmyślał, i snać się zastanawiał nad czemś, i snać się nad czemś wahał; bo stawał, przykładał rękę do czoła, wymawiał z cicha jakieś wyrazy. Noc już była głęboka, gdy jakby powziąwszy jakieś postanowienie, stanął i rzekł z cicha: ha! niech tak będzie! uczynię to! W każdym razie nic nie zaszkodzi, a szczęście im przynieść może!...
Potem zaczął składać książki, przerzucać i układać jakieś papiery, wreszcie otworzył cicho drzwi i zawołał:
— Hryhory!
Po chwili wszedł do pokoju smukły i czarnooki Hryhory. Henryk wskazał mu upakowane pudło i długo mu o czemś mówił. Hryhory pojętnie słuchał, i gdy pan skończył, rzekł z dziarską miną:
— Dobrze panie, rozumiem! a kiedy mam jechać?
— Zaraz, odpowiedział Henryk.
Kozaczek wziął pudło i wyszedł, a w domku z balkonem wkrótce zaległa zupełna cisza i pogasły światła. Tylko błyskały gwiazdy złote ponad nim — i w około niego słychać było poważny szum Niemna, i gwałtowny łoskot przez kamieniste zapory biegnącej do kochanka swego Rotniczanki.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |