bryczkach jechali też oficjaliści z pobliskich dworów. Ci nie powozili już sami, i bywali z pańska przybrani w lśniące bielą kamizelki i w granatowe czapki z kutasami. Pan ekonom o tłustych, rumianych policzkach, z podbródkiem tonącym w ukrochmalony na uroczystość kołnierzyk, rozparł się na bryczce i z góry patrząc dumnie, mijał wlokący się wózkami boży ludek, a po głowie chodziły mu nieustannie pytania: po czemu też na jarmarku dostanie koni fornalskich i jak tam ten gap Andryjek przypędził do miasteczka cielęta, które pan wysłał na sprzedaż? Za panem ekonomem jechał pan pisarz prowentowy. O ten, to już wcale co innego niż prozaiczny ekonom! Elegant i uwodziciel płci pięknej, był to Don-Żuan subretek i ochmistrzyń całego dworu w którym służył, ba, nawet i sąsiednich! Starannie wygolony, pod czapką z kutasem włosy miał upomadowane tak mocno, że aż ciekły wilgocią od promieni słonecznych. Na jednem ręku jaśniała mu biała, bawełnicowa rękawiczka; drugą zaś nieosłoniętą, trzymał na słońcu aby nie zakrywać pierścionka z turkusem. Jechał on do miasteczka, bo przed kilkoma dniami do panny Marjanny garderobianej pani, przegrał w zielone funt fig i trzy łokcie pąsowej wstążki; musiał więc ten sprawunek załatwić na jarmarku. Wszakże myśląc o pannie Marjannie, zdrajca strzeliste rzucał spojrzenia na hoże dziewuchy w czerwonych chustkach i szarych świtkach, jadące na wózkach włościańskich. Wózki
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.