te białe, niekute, jednakowe, zwolna sunęły się drogą, a na nich jechali chłopi w ciemnych siermięgach albo w białych koszulach przewiązanych rzemiennemi pasami; głowy ich przykrywały słomiane o szerokich brzegach kapelusze, a nogi oplecione obówiem z rogoży spuszczone z wózków, wlekły się po piasku. Na paradnem miejscu, w półkoszkach plecionych z łozy, siedziały mężatki i dziewczęta — z szyją otoczoną mnóstwem różnokolorowych paciorków, z ogromnemi więziami polnych kwiatów i ziół, sterczącemi nad czerwonemi chustami, które ukazując nad czołem kilka pasem płowych najczęściej włosów, otaczały ogorzałe i zdrowe twarze. Pomiędzy te chłopskie wózki mięszały się jeszcze biedki żydowskie o dwóch kołach — a na każdej z nich trząsł się żyd pachciarz lub arendarz, poprawiając mycki na głowie, pociągając niekiedy długie pejsy i mrucząc sobie pod nosem: „drei und drei ist sechs, und vierzig, ist sechs und vierzig“! Niekiedy jakby pistoletowe wystrzały, odzywały się zdaleka klaskania z biczów — i między demokratyczne ekwipaże, zaprzężony czterema rosłemi końmi, w szory lśniące srebrnemi blachami, z głuchym turkotem wbiegał elegancki koczyk. W nim trzy albo cztery panie w kapelusikach z piórkami i w szarych, od pyłu chroniących okryciach, wracały z parafialnego kościoła albo jechały na obiad w sąsiedztwo. Chłopi na odgłos klaskania z bicza mówili do siebie: Pa-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.