braniach stali na jednem miejscu ciągle, odwróceni w stronę, w którą postępował łańcuch, a odgłosy ich rozmowy i niekiedy śmiechu drgały w promienistem powietrzu.
Dla każdego z oświeconych ludzi, przy piękności okolicy i pogodzie byłby to bardzo prosty i naturalny ale i malowniczy zapewne, widok inżynierów badających wyniosłość i rozległość gruntu i chorągiewkami zaznaczających miejscowość, która się im najdogodniejszą dla ich prac przyszłych wydała. Ale dla prostych wieśniaków, błyszczący łańcuch, chorągiewki, kilku ludzi w pańskich ubraniach rozmawiających głośno na łące, wydaje się niepospolitem zjawiskiem. Stali patrząc w zdumieniu czy zachwycie; staliby tak może długo jeszcze, gdyby nie posłyszeli poza sobą turkotu. Obejrzeli się i zobaczyli dojeżdżającą do ich wozu biedkę, a na niej siedzącego arendarza Lejbę. — Arendarz Lejba z rudemi włosami i rudą gęstą brodą, był człowiekiem używającym ogromnej popularności w okolicznych wioskach.
— Ny, a cóż tak postawali jak gapy? odezwał się do patrzących na niego włościan.
— A jakże nie stać, odrzekli — kiedy jechać nie można!
Żyd cmoknął ustami, pogładził brodę, popatrzył na łańcuch i mruknął.
— To i prawda że przejechać nie można, a na jarmark już i tak późno.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.