Tak śmiejąc się i rozmawiając, zniknęli śród cienistych ogrodowych alei.
Dom mieszkalny w N*** był jednym z tych częstych przed niewielu jeszcze laty wiejskich litewskich domów, które nie goniły za wyniosłością i pałacowym pozorem, ale dbały o dostatek, estetyczny smak i wygodę. Ściany domu na zewnątrz szare, wewnątrz lśniły śnieżną bielą, a w paradniejszych salonach zdobne były obiciem. Sprzęty nie były zbyt kosztowne, lubo wygodne i ładne; za to mnóstwo kobierców pokrywało posadzki, a z zewnątrz, z dziedzińca i z ogrodu, przez otwarte szerokie okna, cisnęły się bogate zwoje powojów i kwitnących gałęzi jaźminu, róż i bzu. Dom o którym mowa, z całą otaczającą go naturą, był cichem, spokojnem i miękkiem ustroniem, a z urządzenia jego znać było właściciela z ciepłem sercem i wykształconym umysłem.
Pan Rawicki zajmował w domu tym dwa pokoje, oba oknami wychodzące na ogród, otoczone zielenią, owiane dochodzącym zdala szmerem Niemna.
W niespełna godzinę po przebyciu parowu, inżynierowie siedzieli u stołu. Brzękały talerze i kieliszki, i żywa toczyła się rozmowa.
— Pamiętasz, mówił wesoło pan Michał — pamiętasz Stefanie le bon vieux temps w Paryżu? Byliśmy tam razem rok cały podobno. Serdecznie żałowałem, że musiałem po tak niedługim tam pobycie wyjechać, i nigdy zrozumieć nie mogłem, szanowny kolego —
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.