Pierzchnij mgło zasłaniająca minione lata. Niech głąb mego ducha wyspowiada się z tego co było i z tego co jest!
Więc pójdźcie ku mnie wspomnienia moje — niechaj przepędzę z wami długą chwilę; a jeśli wywołacie na moje oko jaką cichą łzę, nie ujrzy jej nikt oprócz ścian milczących; jeźli z piersi mojej wyrwie się jęk jaki krótki, usłyszy go tylko samotność i.... Bóg!
Urodziłam się śród szerokich i poetycznych równin, w dużym i pięknym domu, którego ściany lśniły na ciemnem tle dębowego lasu. Poza ogrodem biegła wązka i bystra rzeczka, opasując wstęgą błękitu zieloną łąkę.
Rodziców moich nie znałam, bo jak mówi poeta: „Pierwsza lilja rozkwitła na grobie ojca była mi rówiennicą — a pierwsza róża z mogiły mojej matki, moją młodszą siostrą.“
Wychowywała mię i opiekowała się mną ciotka. Od najpierwszych dni będąc oddana wyłącznej opiece bon i nauczycielek, rzadko ją widywałam; a jeźli kiedy i wchodziła do pokoju w którym śród obcych bawiłam się i uczyłam, twarz miała zimną, rozmawiała z otaczającemi mię — nigdy ze mną, i odchodziła dawszy mi zaledwie lekkie w czoło pocałowanie. Ta jej obojętność nie pochodziła wyłącznie