rozporządzać czasem moim, i nie wskazano, czembym go najkorzystniej wypełnić mogła. Wprawdzie w pokoju moim były szafy z książkami, stały krosienka z rozpoczętym kobiercem i leżały hafty przeróżne; ale choć nawet czytałam kilka godzin dziennie, choć wyszywałam kwiaty na kanwie, zostawało mi jeszcze wiele czasu na marzenie. To też coraz większe w mojej głowie robiło się chaos.
Czy nie należałoby przed oczami młodziuchnej istoty, gotującej się do wejścia w szranki życia, jasno i wyraźnie roztoczyć to życie z całą jego powagą i ze wszystkiemi jego bólami i radościami? Czy nie należałoby jej pokazać ten szeroki i poważny obraz który się zwie światem i powiedzieć jej: patrz! ty tu jedno z miejsc mieć będziesz; wybieraj je! Czyby nie lepiej było aby zamiast prostego włożenia jej książki w rękę i powiedzenia: ucz się! powiedzieć jej dla czego i czego ma się uczyć, i że wieńcem i koroną tej jej nauki winien być czyn? I czyby nie dobrze było zaraz, nim jeszcze samoistnie żyć pocznie, stopniowo uczyć ją tego czynu — wwodzić ją w świat miłosierdzia, ofiary, w świat poważnych rozmyślań nad przerożnemi cierpieniami ludzkiemi? I czyby także nie należało uczyć ją, bacznie zaglądać w samą siebie, poznawać własne potrzeby, uczucia, zamiłowania, aby według nich najstosowniejszą mogła pójść drogą?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/265
Ta strona została uwierzytelniona.