Wszystkie te kwestje poddaję znowu pod sąd rozwagę... matek.
Nadeszła zima, i jak chce obyczaj, zaczęłam z moją ciotką wyjeżdżać w liczne sąsiedztwa. Bawiły mię nowe znajomości, uszczęśliwiona byłam wesołem towarzystwem rówieśnic — ale pomiędzy wszystkimi spotykanymi mężczyznami, wzrok mój szukał wymarzonego bohatera, któryby w sercu mojem zapełnił próżnią jaką zostawił w niem brak rodzicielskiej miłości.
Pewnego dnia do pokoju w którym siedziałam rozmawiając z Malwiną, weszła moja ciotka, a za nią służący wniósł opieczętowane pudło. Ciotka moja powitała mię zwyczajnem swojem, obojętnem: dzień dobry, i lekkiem pocałowaniem w czoło — a służący pudło otworzył i błysnęła zeń prześliczna, balowa, z białej krepy suknia.
— Zaproszone jesteśmy na bal, rzekła moja ciotka — gdy tymczasem zachwycona Malwina rozkładała zwoje krepowe i w ręku trzymała wieniec z konwalji. Zaproszone jesteśmy na bal i sprowadziłam z miasta dla ciebie ten strój, abyś w nieznającem cię dotąd towarzystwie ukazała się stosownie do twojego urodzenia i majątku. Pamiętaj moja droga, dodała ciotka, abyś znalezieniem się swojem również odpowiedziała temu, czego się po twojem starannem wychowaniu ja i świat mamy prawo spodziewać.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.