Zaledwie ciotka moja skończyła mówić, ja we łzach cała rzuciłam się w jej objęcia. Zdziwiona temi łzami i niezwykłym w naszym stosunku ruchem, lekko mię usunęła, pytając zimno:
— Cóż ci jest, Regino? czego płaczesz?
— Ze szczęścia wyszeptałam śród łkania.
— No, nie egzaltuj się tylko, rzekła — tak dalece wielkiego szczęścia w tem wszystkiem nie ma; bo panna z twojem urodzeniem, majątkiem i wychowaniem, zawsze się mogła podobnej partji spodziewać. A jeżeli propozycja która się mi podoba, zgadza się też z twojem życzeniem, to tem lepiej, i nie ma bynajmniej powodu do płaczu.
Mnie jednak nieopisanie szczęśliwą czyniła myśl, że jest przecie na świecie ktoś co mię kocha. A i sama kochałam Alfreda tą młodzieńczą, współdziecinną, nierozważną, ale gorącą miłością; miłością, która nie wpatruje się w głąb i treść człowieka, ale do piękności kształtów, do dźwięków głosu przywiązuje się ślepo, prądem namiętności unosząc swoją ofiarę na chwilę — w niebo, na życie — w przepaść.
Przez kilka miesięcy ubiegłych między oświadczynami i ślubem, nie widziałam prawie mojego narzeczonego. Wyjeżdżał do swoich majątków aby urządzić dom na moje przyjęcie, i do wielkiego miasta dla kupna powozów i wszelkich owych błyszczących a kosztownych rzeczy, któremi bogate młode pary tak bardzo się cieszą w pierwszych chwilach małżeń-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.