— Strój taki, wszak dwa razy tylko przywdziać może kobieta: do ślubu i.....do grobu.
Chórem zaśmiały się wesołe towarzyszki.
— Co za tragiczne myśli! wołały. Owszem Regino! dodała jedna z nich śmiejąc się najżywiej: przypuszczalny jest i raz trzeci — jeśli owdowiejesz albo weźmiesz rozwód!...
Po tem przypuszczeniu nastąpiły nowe wybuchy żartów i śmiechu; ale ja się nie śmiałam. Dziwacznym jakimś, ostrym a bolącym dźwiękiem uderzył mię wyraz: rozwód! Dotąd choć często o nim czytałam i słyszałam go wymawiany, nie myślałam nigdy nad jego znaczeniem; wtedy dopiero zabrzmiał mi on w uchu jakby poraz pierwszy, niby krzykliwy, rażący dzwonek — i pozostał mi jakby się wpił w mój słuch — machinalnie i bezwiednym oddźwiękiem powtarzając się w nim co chwilę. Jak niekiedy nuta jaka muzyczna lub zwrotka poezji uwięźnie w pamięci i powtarza się w niej ciągle, tak i w mojej myśli wyraz wymówiony ustami swawolnej towarzyszki brzmiał nieustannie, a przykro — i wtedy gdym przywdziewała ślubną suknię, i gdy mi ciotka mirtowy na włosy kładła wianek, i wtedy nawet gdym już przed ołtarzem z przysięgą stanęła. Nie zdawałam sobie sprawy z tego co czułam, ale byłam bardzo, bardzo smutna, i jakby przelękniona. Czego? nie wiedziałam.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.