a potem raz jeszcze wzrokiem obiegłam piękny krajobraz i pomyślałam: czemu jestem sama? gdzie Alfred?
Wróciłam do pałacu, przeszłam kilka pokojów i w jednym z nich usłyszałam nareszcie głos mojego męża — i zobaczyłam go rozmawiającego ze stojącym przed nim z uszanowaniem, w myśliwskiem ubraniu, człowiekiem.
Gdym weszła powiedział mi że ten z kim mówi jest głównym jego leśnikiem, mającym zarazem obowiązek urządzania polowań i nadzoru nad psiarnią. Poczem zaczął znowu rozpytywać się o stan swoich kniei, o ilość zwierząt na które można będzie polować, a nadewszystko o sfory wszelkiego rodzaju psów: chartów, wyżłów, gończych, taksów i t. d.
Nad wyraz nudziła mię ta rozmowa; lecz sądząc że się prędko zakończy, usiadłam i czekałam, w pół tylko słuchając, a z miłością patrząc na piękną postać mojego męża zwolna przechadzającego się po pokoju. Sprawozdanie o kniejach i psach miało się ku końcowi, gdy otworzyły się drzwi i wszedł człowiek, w równie charakterystycznem, ale już całkiem innem od pierwszego ubraniu. Alfred zwrócił się ku mnie i powiedział mi że to był jego koniuszy. Leśnik wyszedł, a z nowoprzybyłym zaczęła się rozmowa o stanie koni zaprzęgowych, wierzchowców, angielskich, półarabskich, rossyjskich, domorosłych i t. d. Koniuszy upewniał że stajnie i stada w po-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/295
Ta strona została uwierzytelniona.