mnie z tych wód spokojnych i szklistych; z tego nieba nawpół pokrytego już mrokiem wieczoru i z tych dalekich szarych grupp wioskowych, co ku obłokom słały gromady wysokich krzyżów. Stałam nad wodą i myślałam. Myśli te moje nie układały się w jeden ciąg, ale po całym krajobrazie wzlatywały szybko, a zatrzymały się na białym dworku błyszczącym zdala, wśród zmroku.
— Tam pewno mieszka szczęśliwa para jakaś, myślałam; i pewno w tej chwili ludzie którzy tam żyją, razem chodzą nad brzegiem jeziora które i ich cichych ścian blisko płynie; i pewnie pod wpływem tego cudnego wieczora rozmawiają o pięknej naturze, o sobie i o miłości swojej. I zapragnęłam podobnej rozmowy. Smutna usiadłam nad brzegiem wody i pomyślałam: czemu tu ze mną niema Henryka? on tak pięknie i rozumnie mówi — z nim tak dobrze rozmawiać! W parę dni po ślubie — tęskniłam już za bratem i jego rozmową. Cóż miało być dalej!
Na drugi dzień, budząc się usłyszałam gwar jakiś i rżenie koni na dziedzińcu. Szybko ubrałam się i wybiegłszy na ganek ujrzałam Alfreda, a przed nim kilku ludzi trzymających przepyszne osiodłane i nieosiodłane konie.
— Patrz Regino, rzekł mąż mój gdym go powitała radosnem, dzień dobry — co za prześliczne zwierzęta.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/297
Ta strona została uwierzytelniona.