kładając karty Pisma, nuciłam wzrokiem na wyrazy: drzewo bezpłodne rzucone będzie w ogień na zniszczenie — i myślałam co jest owocem człowieczego życia; przebiegłam dzieje wielkich ludzi i wzniosłe słowa Ewangelji. I dowiedziałam się że celem i koroną ludzkich prac i miłości jest czyn; i pojęłam i ukochałam ideę czynu, i zapragnęłam we własne ją wcielić życie.
Tak wzrastałam moralnie; z dziecka stawałam się człowiekiem, z marzycielki myślącą istotą. Tak stopniowo coraz jaśniej otwierała na świat oczy dusza moja; i zdawało mi się żem coraz szerzej oddychała, że mi jakieś nowe, nieznane, pełne żywotności siły napływały do piersi — a ztamtąd rozchodziły się po całej mojej istocie i ogarniały mię całą.
Do tego budzenia się, wzrostu i dojrzewania, pomagało mi też wiele cierpienie. Boleść — wielkato i mądra mistrzyni, jeżeli spokojna; nierozsadza głowy szaleństwem, ale owiewa ją cichą a uroczystą powagą. Ja smutna byłam łagodnym, powolnym ale głębokim smutkiem. Im więcej wznosiłam się i mężniałam moralnie, tem lepiej poznawałam człowieka, z którym związałam moje życie. Zaczęła się między nami odwieczna a zawsze jednako tragiczna historja dwojga osób związanych z sobą ślubem, z których jedno wstępuje na wyżyny, pnie się, wzlatuje prawie coraz wyżej; a druga zostaje w dolinie martwa jako biblijny słup soli. Siły obojga zaczynają
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/317
Ta strona została uwierzytelniona.