czora spędzonego razem w Zajeziornie, widywałyśmy się często a zawsze z równą przyjemnością.
Przyjaźń ta wlała nowy a miły żywioł w moją egzystencję — przynosiła chwile, w których zapominałam o smutkach moich i tęsknotach. Piękne wieczory letnie schodziły nam razem najczęściej w cichym dworku państwa Mileckich.
Przypatrywałam się życiu tych dwojga ludzi zacnych i rozumnych; widziałam zgodę ich serc i umysłów; przed oczami mojemi niby nić złota roztaczało się to ciche istnienie rodzinne, owiane domową zgodą, osnute na pracy, zdobne w małżeńską i rodzicielską miłość.
Niekiedy jadąc na mojej Strzale około jeziora, spotykałam pana Adama w kapeluszu o szerokich brzegach, zasłaniającym ogorzałą lecz pogodną i myślącą twarz jego, chodzącego po polu i naglądającego rolnicze prace. Wjeżdżałam na dziedziniec — i z otwartego okna, z pomiędzy zieleni roślinnej, wychylała się ku mnie zawsze wesoła twarz Klary.
— Spotkałaś mojego męża? pytała. A gdym zsiadła z konia, szłyśmy razem do ogrodu, gdzie robiono coś około warzywa lub drzew owocowych; — albo też wesoła moja gosposia brała mię za rękę, i pociągała za sobą do różnych zakątków swego gospodarstwa, pokazując mi ład i dostatek, tak jak ja w Różannie pokazywałam jej bogactwa. Albo jeszcze, razem szłyśmy na klomby kwiatowe i układałyśmy bukie-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/341
Ta strona została uwierzytelniona.