ty, a potem ustawiałyśmy je w małych pokojach, rozpinałyśmy bluszcze na ścianach, na stołach układałyśmy dzienniki. Gdy się już ustroiły pokoje, Klara stawała na środku swego saloniku, patrzyła wkoło, i twarz jej zdawała się mówić: Adam rad z tego wszystkiego będzie!
Minęło lato. Z nadejściem jesieni i zimy nie zerwał się mój stosunek z Zajeziornem; owszem, wizyty tam moje stały się dłuższemi. Nigdy niezapomnę owych jesiennych długich wieczorów, gdy na świecie szaro było, dżdżysto i smutno — a w saloniku Klary palił się na kominku ogień żywy. Przy świetle lampy zasiadałyśmy z robotami i pogadanką; albo prosiłyśmy pana Adama aby nam czytał. Niekiedy grywałyśmy z Klarą na cztery ręce, albo ja śpiewałam; albo wreszcie wyręczając pana Adama czytałam głośno. A Klara pieściła dłonią, uśpioną na jej kolanach jasnowłosą główkę Władysia.
Kto nigdy w życiu nie widział takiej pary ludzi, może powiedzieć: idylla! sielanka! wszak szczęście zupełne i ciągłe istnieć nie może na ziemi! Jam jednak widziała że ci ludzie szczęśliwi byli i wtedy, gdy warunki codziennego życia ciążyły na nich troską; i wtedy gdy ulubione ich zamiary upadały przed żelazną przeciwnością. Cierpieli, a jednak byli szczęśliwi, bo mieli miłość i wiarę w siebie wzajemną. A jakaż jest w świście tak ciężka niedola, której nie przemoże siła miłości wiary?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.