z podejrzanego złota łańcuszek, i w czapeczce na bakier. Stanął w bramie pogwizdując; ujął się rękami pod boki i począł się rozglądać po dziedzińcu. Na czole miał napisane że był lokajem; ale gdyby żył za Molijerowskich czasów, sławny komedjo-pisarz mógłby go wziąść za typ do swego Frontina — taka przebiegła chytrość malowała się w jego twarzy.
— Dzień dobry, panie Hryhory! odezwał się postępując ku służbie pana Tarnowskiego.
— Dzień dobry, panie Michale — obojętnie odpowiedział kozaczek stukając ciągle młotkiem.
— A co tam słychać?
— Nic nowego.
— Cóż tak się zwijacie?
— Zwyczajnie do podróży.
— Do podróży? zawołał lokaj siadając na jednym z kufrów, cóżto, wyjeżdżacie?
— A jutro!
— Hi, hi, hi, zaśmiał się lokaj, znać waszej pani sprzykrzyły się już wody i kąpiele. A może do mężulka zatęskniła, co?
— A piękna bo wasza pani, mówił dalej widząc że nie odbiera odpowiedzi — niech ją... Mój pan to tak dalibóg, i głowę za nią stracił — może będzie weselisko — co? Panie Hrehory? he? jak myślisz?
— Cóż to? waszeć i o mężu i o weselisku gadasz razem, z pod wąsa odezwał się furman.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/373
Ta strona została uwierzytelniona.