Tytus Kwincjusz Flaminus, trzyimienny patrycjusz rzymski, opuścił swoją wspaniałą willę i szedł ku miejscu, na którem wznosić dla niego rozpoczynano pałac przewspaniały. Willa była obszerną, lecz jego wielkości pomieścić w sobie nie mogła i była pełną bogactw, lecz nie mieściły się w niej wszystkie jego bogactwa. Skinął tedy, rozkazał, złotem zadzwonił i już ziemia otwierała się dla przyjęcia fundamentów budowy, która miała być świątynią, chwale jego poświęconą.
Wcześnie Flaminus dosięgnął szczytu pomyślności ludzkiej. Dojrzałym był, lecz bynajmniej nie zestarzałym jeszcze, a z postawy rosłej i wykwintnej, z orlich rysów twarzy, z dumnego i surowego czoła wyczytać można było, że należał do rodu zdobywców. Głowę niósł wysoko, w oczach miał pogodę zadowolonego boga.
Za senatorską szatą jego, zdobną w złote palmy i purpurowe szlaki, sunął w nieśmiałem oddaleniu liczny, strojny orszak sług i kljentów. Niedaleka przechadzka przybierać musiała pozór pochodu triumfalnego, gdyż on to był Tytus Kwincjusz Flaminus, który się przechadzał...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/011
Ta strona została uwierzytelniona.