bóstw podnosił Tytus Kwincjusz Flaminus, wielki, sławny, przebogaty, po wielekroć konsularny patrycjusz i dostojnik przepotężnego Rzymu.
Wtem, z ciemnej gromady ludzi, do której się zbliżał, wybiegł dozorca robót i, na spotkanie pana pośpieszywszy, jął z niskim ukłonem rzecz dość ciekawą opowiadać.
Opowiadał, że rydle kopaczy uderzyły niedawno o jakąś powierzchnię twardą, ale kruchą, która też skruszyła się pod ich ciosami i ukazała wejście do podziemia, wrotami z twardego metalu zamknięte. Czem podziemie to być może? Nikt nie wie, bo nikt do wnętrza jego wstąpić nie śmie. Może ta czeluść, nagle pod stopami ludzkiemi rozwarta, jest wejściem do przybytku Snu, albo Nocy? Może tam na śmiertelnych czyhają genjusze podziemne, aby ich zawlec do królestwa wiekuistego smutku?
Z drwiącym uśmiechem gminnych przypuszczeń tych wysłuchał Flaminus i, do orszaku swego obrócony, zawołał:
— Pochodni!
Potem dodał:
— Skrybi i greccy lektorowie moi — do mnie!
A gdy przywołani zbliżyli się, z oczyma błyszczącemi mówił:
— Płonę od ciekawości zbadania tej czeluści podziemnej. Może mi ona skarby czy piękności jeszcze nieznane ukaże.
— Słusznem jest, najjaśniejszy, — jeden ze skrybów zauważył, — aby ziemia dla największego z synów swych tajemnic nie miała.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/015
Ta strona została uwierzytelniona.