dziwnie spóźnione. Dla wszystkich robota dzienna była już ukończona, oprócz dla nich.
— Boże dopomóż!
— Dziakujemo, pani! — odpowiedziały dwa głosy. Trzecia żniwiarka, ta, która szła na ostatku, nie odpowiadała. Było to dziecko. Trzynastoletnia, szczupła, blada, nie miała w ręku sierpa; za tamtemi zbierała kłosy i w snopy je składała. Teraz także, z więzią żyta w podniesionych nad głową rękach, z opadającemi na szarą koszulę lnianemi włosy i z pod krótkiej spódniczki tonącemi w ścierni bosemi stopy, wlepiała w nas ogromne, zadziwione, śród chudej twarzy błękitem świecące oczy. Tamte na przedzie żąć przestały i wyprostowały się. Szczególny widok. Trzy pory życia; trzy pokolenia. Obok dziecka stała kobieta dojrzała, barczysta, czerstwa, z mnóstwem tylko zmarszczek na ogorzałem czole, które czyniły je zbolałem, zgryzionem i ponury wyraz nadawały czarnym, płomiennym oczom. Trzecia była starą, przygarbioną, pomarszczoną, bezzębną babą, w której przedewszystkiem uderzały ręce dziwnie od wyschnięcia małe, prawie jak ziemia czarne, z tak powykrzywianemi palcami, że trudno było pojąć, jakim sposobem mogły one utrzymać sierp, który też w sposób niezwykły u piersi trzymały. Wszystkie trzy były ubrane bardzo ubogo. Wobec ich niebielonych koszul, starych spódnic, brudnych fartuchów i chustek, ubranie Nastusi Perejkowej mogłoby się wydawać bogatym strojem.
— Spóźniłyście się z robotą... poraby już do chaty wracać i wieczerzać...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.