Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

częła żółte, kosmate marchwie. Innym razem, gdy, po zapłatę przyszedłszy, stała ze złożonemi przed sobą rękami, niczego, co otaczało ją, nieciekawa w posępnej obojętności swojej dla wszystkiego i wszystkich, dumna i wzgardliwa, ostrożnie, przyjaźnie zapytałyśmy jej czy prawdą było, że obaj jej mężowie poumierali w rok i dwanaście tygodni po ślubie... Podniosła na nas trochę zdziwione oczy i piersiowym głosem, zcicha, powoli odpowiedziała:
— Nieprawda. Pierwszy umarł w rok i dwanaście niedziel po ślubie... sam Pan Bóg zlitował się widać nademną, że go tak prędko wziął, bo lichy był i dużo ja nacierpiałam się przy nim... Ale Hryhor... ten drugi... dwa lata bez trzech niedziel po ślubie żył...
Zawahała się na chwilę, poczem dokończyła:
— Oddałamby ja swoją duszę za to, żeby on żył... niechbym lepiej ja nie żyła, żeby on tylko żył!...
— A dlaczegóż ludzie mówią, że obaj oni w jednym czasie po ślubie poumierali?...
Teraz po śniadej twarzy jej przemknął wyraz wzgardy. Ramionami wzruszyła.
— Ludzie! powtórzyła — żeby im dobra nie było! — Jeden wymyślił, a wszyscy powtarzają... Przecież i śledztwo zjeżdżało...
— Śledztwo! — zawołałyśmy, — a toż czemu?
Mokre jej oczy z osłupiałem przerażeniem wpatrzyły się w ścianę.
— Czemu? a toż... a toż, żeby przekonać się, czy ja jemu co złego...
Nie dokończyła, rękami splasnęła i, okręciwszy się,