— I nic nie odkryło?
— A nic.
— Widać niewinna była.
— Może winna, może niewinna..., ale jeżeli i winna, to już potrafiła tak zrobić, żeby ludzkie oczy, widząc, nie widziały, a uszy, słysząc, nie słyszały. Takie wszystko potrafią...
Słowem, nie było dla Maryśki środka uniewinnienia się wobec opinji publicznej ze zbrodni, o którą ją ona oskarżała. Córka rodu bez duszy wszystko złe popełnić i przed ludźmi ukryć mogła. Jednak ciężko jej być musiało żyć i pracować samotnie, z obarczającem ją podejrzeniem, pod dachem rodzicielskiej chaty, zdala od wsi, na piaszczystej wydmie stojącej.
— Może raz jeszcze za mąż wyjdzie, młoda jest i przystojna, — zauważyłyśmy głośno.
Mikułowa ze szczerem zdziwieniem na nas spojrzała.
— Teraz — rzekła — to nikt już i nie spojrzy na nią... nietylko co..., każdemu na świecie życie miłe...
Trudno było powiedzieć, czy Maryśka miała dla córki swojej żywsze jakie uczucie. Najczęściej obchodziła się z nią zupełnie obojętnie, czasem wpadała w złość i łajała ją, ale zawsze krótko. W ogólności możnaby mniemać, że nie umiała, czy nie mogła dużo mówić; w małomówności zaś jej widoczna była zacięta obraza i trwożna skrytość. Nie rozumiejąc zapewne swoich uczuć, była krwawo obrażona przeciw światu i ludziom i lękała się świata i ludzi. Zresztą dziewczynka bywała przez nią w sposób prawie nielitościwy męczona
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.