O, głowo najdroższa, stojąca w ogniu męczeństwa, może — nadaremnego!
Teraz już nie siedziała, lecz leżała na sprzęcie, nad którym w wazonie kryształowym wznosił się pęk złocistych chryzantem, z twarzą ukrytą w dłoniach, wstrząsana głośnemi łkaniami.
Nie myślała o tłumieniu odgłosu łkań, nie spostrzegła, że włosy jej, rozpaczającemi palcami stargane, gęstą falą okryły jej plecy. Wstrząsana płaczem nieutulonym, wiła się z bólu.
Urodzone z pocałunku słońca z kryształem motyle tęczowe znikły z sufitu i błyski rozpalone przez promień słoneczny w pozłotach książek i albumów pogasły; lecz rezeda, jak wprzódy, rozlewała po pokoju falę słodkiej woni, chryzantemy podnosiły z wdziękiem złociste korony, w ciszę i głęboki spokój panujący dokoła wpadały z za ściany metaliczne dźwięki naczyń porcelanowych, czy srebrnych...
Wśród kwiatów, książek, przedmiotów pełnych wdzięku, wśród spokoju, przerywanego lekko podzwaniającym dostatkiem domowym — cierpiała szalenie.
Lecz należała do natur, które umieją dźwigać się z cierpienia; samotnie dźwigać się, bez niczyjej ręki pomocnej i bez słodyczy niczyjego pocieszenia.
Dźwignęła się z miękkiego sprzętu, który przez godzinę był dla niej łożem tortur, i wzrokiem błędnym jeszcze powiodła dokoła.
Nie, tak nie można! Szaleć z bólu, gdy siły jej mogą być potrzebne... nie można!
Gdyby głowę roztrzaskała o ścianę, niczemuby to
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.