A potem znowu, monotonnie, jakby automatycznie i zarazem, jakby z miłosną nutą w ochrypłym głosie:
— Czup-czyk! czyk-czyk! Czup-czyk-czyk-czyk!
W minutę potem z bramy pobliskiego domu wysunęła się na chodnik ulicy postać kobieca gruba, ciężka, szara, a tuż za nią wybiegła inna, również jak ona brudna, lecz żółta, zwinna postać małego psa.
Żebraczka? Ale, jeżeli żebraczka, to cóż znaczy sterczący nad jej ramieniem długi kij, z ostrym krukiem u szczytu? I ten piesek z gęstą szerścią splątaną, który nieustannie zabiega przed jej grube stopy, jakby z zapytaniem podnosi ku niej długi, wyostrzony pyszczek i którego ona ciągle, ciągle, jakby automatycznie, z nabranego oddawna nałogu, przywołuje głosem mrukliwym, chrypliwym, monotonnym.
I nie jest to tylko przywoływaniem, ale jakby zarazem jakąś automatyczną, ponurą pieszczotą.
To łachmaniarka. Ten kruk na długim drągu służy do wydobywania ze śmietnika zdobyczy upatrzonych, a ten piesek, to zapewne jej ulubieniec, towarzysz.
Ciężkie stopy, owinięte szmatami płóciennemi i okryte resztkami grubego obuwia, utraciły bez śladu podobieństwo do stóp kobiecych, ze stopami wogóle ludzkiemi słabe zaledwie zachowały. O te bezkształtne kończyny obija się postrzępiony skraj bezbarwnej sukni, ze zgarbionych pleców opuszcza się coś grubego, zrudziałego, połatanego, głowa owinięta czemś podartem i brudnem. Niepodobna znaleźć nazw dla różnych części jej odzieży. Nędzarka! Zapewne bardzo stara, bo ma chód
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.