Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

drzewa miotane wichrem skrzypiały, piorun kędyś w głębi ogrodu uderzył. Nikt spać nie mógł i wszyscy uczuli, że w noc tak straszną, raźniej jakoś będzie w gromadzie. Wyszłyśmy tedy ze świecami w rękach z naszych sypialni i zaledwie spotkałyśmy się w bawialnym pokoju, jedna z nas zawołała:
— Co tam dzieje się z naszemi dudkami!
A inne:
— Może to w tę gruszę piorun uderzył?
— Wicher może ją złamać!
— Ulewa gniazdo im zaleje...
Biadania te nasze nad przypuszczalnem nieszczęściem dudków panowie podsłuchali i nazajutrz, wiele było śmiechów i żartów na temat: jakie to bywają troski niewieście!
Ale po burzy nocnej, dzień zajaśniał prześliczny. Pobiegłyśmy do starej gruszy. Stoi brylantowa od świecących w słońcu kropel nocnej ulewy, w dziupli są, jak były, cztery dzióbki i cztery czubki, już spore, a przyjaciółka nasza, pani Dudkowa, siedzi na mokrym sęku i z głową ku skrzydłom odkręconą, dziobem pióra sobie wygładza, może osusza. Popatrzała na nas i wróciła do starań około toalety swojej, przez ulewę i wichurę nocną nadwerężonej; przyczem odzywały się czasem, jakby mówiła: no, no! wszystko dobrze! bieda była, ale przeminęła! Malutkie dobrze się mają!
Niebawem jednak przyjść miała bieda inna, daleko sroższa i taka, która nigdy już przeminąć nie mogła. Zawsze tak bywa; przychodzą na istoty żyjące biedy różne, przemijają i znowu wszystko dobrze, przyjdzie