Cicho, cicho w cienistem ustroniu falami błękitnemi płynie strumień leśny — i niema w nim burz, które w toniach ciemnych wzniecają wichry zbuntowane. Kryształem roztopionym, w błękitnej zadumie, płynie ku dalekiemu, w mgły spowitemu, różową tajemnicą z za leśnej gęstwiny przeglądającemu skłonowi nieba.
Złotemi strzałami tkwią w falach strumienia płomienie słoneczne, dzierzgają je w chwiejne, wzorzyste przeźrocza chwiejące się u brzegu brzozy i kaliny, płyną nad niemi smętne szmery i poszumy lasu, mkną po nich smukłe cienie przelatujących ważek i motyli.
Wnet przybiegnie tu sarna chyża i z fali, strzałą słoneczną drgającej, błękit i złoto pić będzie, rybitwa spragniona zleci, by piersią śnieżną przypaść do rzeźwiącego jej łona, opadnie na nią gałąź kaliny i kwiatem rozwitym, jak śnieżną wielką gwiazdą, zaświeci.
Boże! od wichrów zbuntowanych, które w toniach wodnych burze wzniecają, strzeż strumień w cienistem ustroniu płynący, i niech czysty, jak roztopione kryształy, spragnione kwiaty, sarny i rybitwy pojąc, w błękitnej zadumie, ku dalekiemu, w róże tajemnic Twych spowitemu skłonowi nieba Twego płynie.
∗
∗ ∗ |
Cicho, cicho w sercach naszych barwami rozmaitemi pałają marzenia nieśmiałe — i niema na nich kurzawy, przez wichry niedobre po świecie noszonej.
Cicho, cicho przez serca nasze przepływa strumień