— Co tam pod temi staremi dębami tak wesołego i uroczystego się dzieje? Słyszę gwar wołań i pieśni, widzę wystrojony tłum niewiast i dzieci.
Jeden z czcicieli jej lekceważąco pochwycił:
— Jest to zapewne motłoch, który obchodzi święto jednego z gminnych bóstw swoich.
— Pójdę tam! — zawołała Metella. — Może pośród motłochu znajdę nad czem zapłakać, lub z czego się uśmiać, bo oddawna już tylko jawnie lub skrycie — poziewam!
Kaprys jej był dla nich rozkazem! więc ze starannie utajoną niechęcią opuścili szeroką, a o tej porze przez świetne towarzystwo napełnioną drogę i szli za nią ścieżkami, które wśród pola wiodły ku wskazanemu przez nią miejscu. U końca orszaku, wysoko nad kwitnącemi kaktusami i płotkami ze strzyżonych bukszpanów i mirtów, sunęła pozłacana lektyka, przez kilku ciemnych Numidów niesiona.
Wśród licznych, czci bóstw różnego rzędu poświęconych gajów, które olbrzymi Rzym otaczały, ten do najmniejszych i do najmniej ozdobnych należał. Nie było w nim tak jak w innych, rozległych i tajemniczych głębi, drogocennych portyków i świątyń, ani tłumu posągów mistrzowskiemi dłońmi rzeźbionych, ani łanów najrzadszych i wonią upajających roślin. Nic, tylko kilka dębów odwiecznych, tak może jak Rzym starych, a połączonemi konarami swemi tworzących głębokie sklepienie, pod którem na piedestale, grubo z prostego kamienia wyciosanym, wznosił się jeden tylko, może jak te dęby stary, grubo przez twarde snać ręce wykuty po-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.