Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

w głębokiem zamyśleniu tyle garści mąki dać jej rozkazał, ile dań było na jego weselnej uczcie i Klaudja Flawja ze swego sznura korynckich pereł jedną w jej fartuch rzuciła. Nie wiem, co tam więcej czyniła Anna Perenna na tych wspaniałych wzgórzach, co się z nią działo i jakie cuda czy czary sprawiała, stara kronika prawi tylko, że plecy miała od razów służalców sine i na wsze strony poranioną duszę, lecz ręce i fartuch pełne. Snem zajęczym usnąwszy, ze świtem wstawała znowu, drzewka nosiła, płomię nieciła, miesiła, piekła, a co upiekła, to chyżo, jak sarna, pomiędzy głodnych roznosiła, aż różowe strumienie z rąk jej spłynęły w pobladłe żyły mężów i niewiast i drobne dziatki, jak w skwarze zwiędłe kwiaty, odkwitły. Tak trwało długo. Nakoniec z wysokich niebios spłynęła jasna, dobra, urodzajna wiosna i Jowisz na jej cuglach ściągnął ze świata hyenę głodu. Nie Jowiszowi jednak pierwszemu lud składał dziękczynne ofiary, lecz wielkim tłumem chatę piekarni otoczył. »Anno Perenno! — wołano do niej zewsząd — miłośnico biednego ludu, matko karmicielko, bądź błogosławiona! Anno Perenno, z sercem niewieściem, a rozumem męża, z czynnemi dłońmi i chyżą stopą, ze skromnemi usty, a ognistą mową, Anno Perenno, przez którą dobrodziejstw życia używamy, bądź błogosławiona!« Ale ona przed lud, który ją tak wysławiał, wyszła znużona i cicha: »Sługą waszą jestem, — rzekła, — i czyniłam to, co wieszczy sen mój czynić mi rozkazał. Teraz chętnie z tej ziemi zstąpię, bo u wierzchołku jej szczęścia już byłam i nic lepszego nad to, com zaznała, posiąść nie mogę«. Pomiędzy te dęby poszła i, w cieniu ich