tkliwa, głęboka ze związku łączącego duszę moją z duszami ludzi. Czciłem i kochałem muzykę, a danem mi było wynosić na tron moją panią i kochankę; nie mogłem wątpić, że przed jej ołtarzem palę kadzidła najwonniejsze, skoro świat upajał się niemi aż do szału; nie miałem prawie rodziny, lecz gdy tylko smyczkiem powiodłem po strunach, mnóstwo serc biło dla mnie prędzej i goręcej, niż to się zdarza zazwyczaj sercom braterskim. Myśl o mnóstwie istot, które gry mojej nie słyszały nigdy, lecz którym granie utworów moich czyniło życie lżejszem i piękniejszem, które więc musiały także, choć zdala, uwielbiać mię i kochać, wzmagała to uczucie ścisłego związku mego z powszechną duszą ludzkości do stopnia prawie mistycznych marzeń i omamień. Wzniecać dla siebie w mnóstwie serc miłość i wdzięczność, gościć w mnóstwie umysłów, być dla nieznanych nietylko znanym, lecz ukochanym, jeżeli nie rządzić istnieniami, to przynajmniej wpływać na nie w mierze znacznej, zbierać wszystkie tkliwości, bóle, pragnienia, tęsknoty świata i wypowiadać je we frazesach tak wyraźnych i przenikliwych, że cały świat, poznając w nich siebie, drży ze szczęścia i grozy, że odgadnięty został — to coś nakształt wszechobecności i wszechpotęgi bóstwa...
Oprócz tych rzeczy kapitalnych, mnóstwo pomniejszych: gwarne uczty, toasty huczne, mowy i pisma w językach wszystkich cześć moją głoszące, deszcze kwiatów, liścików wonniejszych nad kwiaty, przysmaki stref wszelkich, pocałunki ust niezliczonych, pyłki przelotne coraz nowe i inne, od których życie iskrzyło się jak pod światłem przesuwany pas brylantowy. Było jeszcze ono
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.