pod wpływem zapewne mnóstwa czynników, znajdujących się w nauce, towarzystwie, sposobie życia, rozstałem się był oddawna z doktrynami religji objawionych, zatem i z tą, która upewnia o nieśmiertelności duszy ludzkiej. Nigdy zresztą nie myślałem był o tem ani poważnie, ani długo. Jak w dzieciństwie na wiarę i niejako mechanicznie przyjąłem był mniemanie twierdzące, tak potem przeczące, niewiadomo którędy, zapewne przez wiele otworów naraz, wniknęło do mego umysłu, ale przebywało w nim tak długo, że stało się integralną częścią jego całokształtu. Niepodobna mi było jej odmienić, nie odmieniając całości, co naturalnie, musiałoby być dziełem długiego czasu i wielu innych czynników, działających gromadnie i stopniowo. Więc nie myślałem, że posiadam duszę nieśmiertelną, ale śpiesznie, prawie rozpacznie chwytałem się myśli, że... jednak... może jest w człowieku coś... coś innego niż ciało, jakiś pierwiastek niewiadomy, niepoznany, nienazwany, który nie zginie... Zginąć nie chciałem. Niech tam już ciało! Ale to, co we mnie myśli, czuje, śpiewa... ach, moje pieśni natchnione, ukochane, piękne... aby to zginąć miało, temu sprzeciwiałem się z całej siły żalu i oburzenia. Doświadczałem takich uczuć, jakbym patrzał na rzecz nieswoją, całkowicie nawet odemnie odrębną, ale piękną, ukochaną, wpadającą w olbrzymią próżnię. Była to bezdenna, bezbarwna, ckliwa nicość. Powstawanie rzeczy rozumnych, subtelnych, szczytnych z tem przeznaczeniem, aby niknęły bez śladu w głupiem, brutalnem — nic, wydawało mi się niesprawiedliwością tak olbrzymią i niepojętą, że ani zrozumieć jej, ani uwierzyć w nią nie mogłem.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.