Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

— Już się rozeszła ta pogłoska! Vox populi, vox Dei!
Naturalnie; mój talent, czy tam mój genjusz, to jedna rzecz, a ja sam, druga. Z nim jestem klejnotem ludzkości, bez niego łachmanem do wyrzucenia za okno. Złote serce i złoty humor straciłyby całą wartość, gdyby je opuścił złotodajny smyczek. Z tą mennicą i z tym ogrodem laurów byłem partją wyśmienitą; jeżeli je utracę, spadnę pomiędzy biedaków, którym od panien dobrego rodu — wara! Ogół, rozumiejąc i zatwierdzając tę prawdę, z góry już głosi, że nieszczęście moje musi być nożem, który odetnie odemnie kochającą mię kobietę. Vox populi, vox Dei!
Ale ona, Henryka, może prawdy tej nie rozumie i nie zatwierdza? Wprawdzie, ten jej liścik... mogła go przecież napisać tylko przez uległość dla woli cudzej. Najpewniej tak być musiało! Ona, tak czule kochająca, tak wierząca w moją miłość dla niej, mogłaby myśleć o opuszczeniu mię dlatego, że mię może opuści szczęście, cofać się przed przyszłością, która z pomiędzy sławy, bogactwa i mnie miała ją obdarzyć tylko mną? Gdzie tam! To niepodobne!
Od promieni zimowego słońca złocone ramy obrazów i zwierciadeł zapalały się gdzieniegdzie migotliwemi iskrami, gdy w wielkim salonie staliśmy naprzeciw siebie zmieszani tem sam na sam, w którem nas pozostawiono. Tyle razy jednak bywaliśmy przedtem we dwoje i doświadczaliśmy tylko radości i szczęścia. Ale teraz padło pomiędzy nas coś ciężkiego i zimnego. Pragnąłem wyciągnąć do niej ramiona, lecz powściągnęło je nurtu-