kie, choćby nie moje — jakiekolwiek?... Myślałem, że go niema... lecz, gdyby wtedy objawił mi się anioł, padłbym przed nim na klęczki i całowałbym jego stopy, chociażby miał na rękach rękawiczki — u palców dziurawe!...
Uderzono w trąby i kotły, przygotowano pochodnie triumfu, zaśpiewano hymny pochwalne: wielki, genialny, znakomity, nieoceniony mistrz uratowany został dla świata i przywrócony sztuce! Kto chce oglądać ten odszlifowany klejnot i słuchać tych wskrzeszonych pieśni, niech idzie tam a tam i zapłaci tyle a tyle... bardzo drogo, to prawda, ale taką jest cena rynkowa genjuszów.
Bardzo wysokie ceny miejsc nie zraziły nikogo, ani tych, którym wyjęły z pasztetu udko jarząbka, ani tych zapewne, którym uszczupliły chleb powszedni, własny albo i cudzy.
Sala koncertowa ogromna, ludzie duszą się prawie w ścisku i huczą w rzęsistem świetle jak wicher przed wybuchnięciem burzy. Tłum ten, którego każdy osobnik bywa zazwyczaj wyrazem coraz innych losów i uczuć, zlał się teraz w jeden wyraz ciekawości i uciechy, tak silnie krew chłoszczącej, że pod huczeniem głosów nieledwie dosłyszeć można szmer uderzających śpiesznie serc i pulsów. Kobiety zawczasu bledną od wzruszenia, mężczyźni marszczą czoła od pilnej uwagi. Nagle, wszystko to wybucha potężnym grzmotem; widzę tysiące