Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

wieka, którego... kochała... cha, cha, cha, kochała! Jednak, mniejsza o nazwę! Było w niej zarówno jak we mnie coś takiego, co nie pozwalało zapomnieć o przeszłości i rozniecało chęć jej odnowienia. Przybliżaliśmy się i oddalali od siebie, jak dwa ciała chemiczne w retorcie naturalisty. Bywała obojętną, dumną, nieprzystępną i naprzemian rozrzewnioną, zalotną, kuszącą. Jam też jak kameleon, zmieniał kolory, próbując, którym najpewniej można zahypnotyzować jej rozum i wolę. Stygłem jak lodowiec, płonąłem jak wulkan, używałem lekceważenia, pochlebstwa, wszystkich środków, które mogły w niej rozpętać siłę żywiołową, najbardziej zaś muzyki. Śmiało i z dumą powiedzieć mogę, że przez cały czas trwania tej gry zaciętej, którą prowadziliśmy ze sobą, więc przez długie trzy albo cztery miesiące, posługiwałem się muzyką dla osiągnięcia mego celu. Oręż to był z dwu stron wyostrzony. Gra moja pociągała ku mnie jej wyobraźnię i nerwy; hołdy, które mi składano, wprawiały w rozpacz jej próżność. Rozpaczała nad tem, że dobrowolnie utraciła tego, któremu świat składa hołdy; aż do rozpaczy walczyła z temi napowietrznemi nićmi, które, wypływając z pod mego smyczka, ciągnęły ją ku mnie jak opierającą się, lecz spętaną niewolnicę. Miałem przyjemność widzieć najpiękniejsze jej postanowienia pozostania zimną i wyniosłą, topniejące w upale mojej muzyki, jak krople wosku w ogniu; miałem wielką przyjemność spostrzegać, jak w czasie mego grania delikatne jej ręce mięły, gięły, czasem łamały wachlarze i resztki ich podnosiły ku twarzy, aby ukryć rumieńce gorączkowe lub niepodobne do powstrzyma-