Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/08

Ta strona została uwierzytelniona.

wych chustkach na głowach i z dziećmi na kolanach, jakiś szlachcic zagonowy, który na téj właśnie stacyi wsiadł do wagonu i widocznie po raz pierwszy puszczał się w podróż bez koni, bo z tajonym lecz niedającym się zupełnie utaić niepokojem rozglądał się około, dwóch czy trzech urzędników niższego stopnia drzémiących lub poziewających, dwóch czy trzech jeszcze wojskowych swobodnie rozpartych i grube kłęby tytuniowego dymu wypuszczająch[1] z ust prosto w twarze sąsiadów i sąsiadek.

Pośród tego pstrego zebrania grubych lub nic nieznaczących postaci, trzy osoby wyraźnie odznaczały się tak stosunkowo do otoczenia w jakiém się znajdowały wytwornością ubioru, jak zajmującym charakterem fizyonomii. Jedną z nich była kobiéta w popielatéj sukni z niedrogiéj materyi, ale uszytéj bez zarzutu i włożonéj z wdziękiem, w czarnym skromnym kapelusiku, ozdobionym gałązką drobnych białych kwiatów. Mogła miéć lat 25, ale z wyrazu jéj fizyognomii poznać było można, że każdy dzień jéj życia znaczył dla niéj więcéj, jak dla wielu innych ludzi lata mnogie; na wysokiém bladém jéj czole i w wielkich błękitnych oczach leżało zamyślenie, delikatne usta łagodno były i spokojne, ale po bladości ich i pewném zagięciu, znać było przyzwyczajenie do cichego, zamkniętego w so-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – wypuszczających.