bie cierpienia. Z pod kapelusza wysuwały się grube sploty ciemnopłowych włosów i okrywały białą o pięknych kształtach szyję. Głowę opierała na drobnéj ręce, ociągniętéj ciemną rękawiczką i profilem zwrócona do towarzyszów podróży, wyglądała przez otwarte okno wagonu spokojném i zamyśloném wejrzeniem błękitnych źrenic, ścigając w górze białe obłoki, które przesuwały się pod rozpogodzoném.[1] majowém niebem.
Naprzeciw zamyślonéj kobiéty znajdowało się dwóch mężczyzn w pięknych podróżnych ubraniach, tak nawet pięknych, że aż niestosownych do skromnego miejsca, w jakiém podróżowali. Jeden z nich wyglądał na lat 50 z górą, miał szpakowate włosy, zaokrągloną figurę, pulchną, bardzo starannie utrzymaną rękę i twarz o rumianych okrągłych policzkach, pąsowych ustach, ocienionych bujnym wąsem i szarych niewielkich a ruchliwych oczach. Z pozoru można go było wziąść za właściciela ziemskiego, zasiedziałego trochę na wsi, utuczonego zrazami i obwarzaną kaszą ale jowialnego, dowcipnego, wrodzonym sprytem i wielką otwartością charakteru obdarzonego poczciwca. W ręku trzymał długi cybuch z osadzoną na nim bursztynową fajeczką, na głowie miał szary kapelusz, z pod którego szerokich brzegów widniały gęste, siwiejące brwi i błyszczały ruchliwe, zarazem
- ↑ Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.