Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

dobroduszne oczki. Siedzący obok szpakowatego pana mężczyzna stanowił z nim powierzchownością swą zupełny kontrast, — o ile bowiem tamten rumiany był, zaokrąglony i dobroduszny, o tyle ten wydawał się wyżyty i zamknięty w sobie. Wiek jego trudnoby było odgadnąć, bo ściągłe jego policzki pokryte były chorobliwą żółtością i mnóstwo zmarszczek tworzyło się koło ust i oczu, wtedy gdy pomiędzy światłemi, rzadkiémi włosami, wyglądającémi z pod kapelusza nie było jeszcze ani jednego białego, a z za grubych, obwisłych warg widniały dwa rzędy zębów zdrowych i całych a tylko żółtych i nazbyt dużych. Oczy miał wielkie i bardzo wypukłe, uderzające składem białek, które tworzyły pośrodku lekką spiczastość. Na spiczastości téj znajdowały się dwie malutkie, bladawe i zamglone źrenice, nieruchome najczęściéj, a niekiedy tylko z gorączkową niemal szybkością rzucające się w różne strony, jakby pod wpływem obawy albo niespokojnego poszukiwania. Na głowie, mężczyzna z żółtą twarzą i spiczastemi oczami miał takiż kapelusz o szerokich brzegach. Scisła znać znajomość łączyła obu panów, bo zamieniali pomiędzy sobą częste pół-słowa, wymawiane pół-głosem, po których starszy wybuchał rubasznym, jowialnym śmiechem, a młodszy wprawiał w szybki ruch swoje małe omglone