Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

źrenice. Po wykwintności ubrania, swobodzie układu, delikatności rąk i złotych kosztownych zegarkach, na jakie spoglądali niekiedy, każdyby się domyślił, że tanie i niepokaźne miejsce w trzeciéj klassie wagonów obrali nie przez potrzebę oszczędności, ale dla dogodzenia fantazyi albo wyłącznego im tylko wiadomego celu.
Kwadrans jeszcze czasu zostawało do odejścia pociągu, z wagonów wychodzili ludzie i znikali w głębi dworca, albo przechadzali się po platformie. Dwaj tylko mężczyźni, szpakowaty i żółto-twarzy nie ruszyli się z miejsc swoich ni razu i nie ruszała się ze swego miejsca zamyślona kobiéta, lubo z tamtymi nie zdawała się miéć nic wspólnego i wcale nie na nich patrzyła, ale na obłoki płynące w górze, albo na świéżą zieleń drzew, otaczających dworzec i kołysanych miłym powiewem nadchodzącego wieczoru.
Nagle z trzaskiem otworzyły się drzwi i do wagonu lekko i zgrabnie wskoczył nowy przybysz. Był nim wysmukły, kształtny młodzieniec, najwięcéj dwudziestotrzyletni. Z podróżną torebką, zawieszoną na popielatym, zgrabnie leżącym paltocie, z odkrytą głową i z czapeczką w ręku. Wskoczył do wagonu, przystanął i pogodnym wesołym wzrokiem wielkich szafirowych oczu, długą ozdobionych rzęsą rozejrzał się w około. Rozejrzał się w oko-