— A tak, tak, w sąsiedztwie, zaśmiał się szpakowaty, ale mało z ciebie korzyści wietrzniku, bo jak fruniesz w świat, to tyle ciebie i widział czasem przez całą zimę...
— A zawsze jednak tęsknię do stryjaszka i wracam! wyrzekł synowiec i nawpół wesoło, nawpół z rozrzewnieniem pocałował stryja w ramię.
Nowo-przybyły młodzieniec zdawał się być całkiem już ujętym dla nieznanych towarzyszy, bo patrzył na nich wzrokiem, w którym malowała się młoda poczciwa wiara i ta serdeczna radość, jakiéj doświadcza każde szlachetne serce na widok czegoś, co może pochwalić i uszanować.
— A pan dobrodziéj z jakich stron, czymożna[1] wiedziéć? zapytał po chwili pan szpakowaty.
— Pochodzę z guberni A. i tam udaję się teraz do starego ojca, ale jadąc z M. (tu wymienił jedno z większych miast cudzoziemskich), po drodze wstąpiłem do siostry za mężnéj i mieszkającéj o mil kilka od téj stacyi, bawiłem u niéj parę tygodni i dziś dopiéro puszczam się w dalszą podróż!
— A, zapytał — weteran, za kimże to siostra pańska? znam cały powiat, ba, nawet gubernią, może i szwagra pańskiego miałem kiedy zaszczyt spotykać..
- ↑ Błąd w druku; powinno być – czy można.