to miasto na drugim końcu świata położone!
— Studiosus sum, z uśmiechem odpowiedział młodzieniec, uczęszczam na uniwersytet, na wykład literacki, jeden już tylko rok pozostał mi do ukończenia nauk, a teraz jadę na wakacje, aby nacieszyć się z ukochanym ojcem, posłuchać słowika i odetchnąć powietrzem ukochanych naszych rodzinnych pól i borów...
Gdyby młodzieniec niebył tak zupełnie ujętym dla swych nowych towarzyszy i niemiał tak poczciwych ufnych oczów, dostrzegłby zapewne jak cień niezadowolenia przemknął po twarzach obu panów w chwili gdy objawiał im, że jest studentem uniwersytetu. Było to jednak jedno mgnienie oka, poczém fizyonomia weterana odzyskała znowu swą dobroduszną wesołość, a żółto-twarzy patrzył jak wprzódy na młodzieńca z życzliwym wyrazem w drobnych źrenicach.
Weteran wzrokiem pełnym czułości ogarniał młodego studenta.
— Jednak? zapytał po chwili kładąc rękę na jego ramieniu, braci niemasz?
— Niemam, odparł student, jedną tylko siostrę, którą dziś właśnie pożegnałem.
— Ho, ho! łaskawco! mówił zabierając się do nakładania drugiéj fajeczki pan szpakowaty, takim tedy sposobem dziedzicem jesteś całą gębą; słyszałem bowiem, że kochany
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.