Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic, nic, odparł młody ze śmiechem. Szwagier przesyła ojcu memu przezemnie sporą summę, dług jakiś, z którego uiszcza się jak mniemam... otóż nieprzyzwyczajony do noszenia się z grubemi pieniędzmi, jestem w ciągłéj obawie aby nie zgubić tych, które wiozę...
— Ha, ha, ha, zaśmiał się basem weteran, jak widzę nowicjusz z ciebie, mój łaskawco...
I najobojętniéj w świecie wypuszczał dymek z pulchnych warg, a palcem prawéj ręki wybębniał na kolanie jakiegoś marsza. Synowiec pochylony naprzód, trzymał wzrok utkwiony w koniec swego buta i nucił przez zęby aryetkę. Zdawało się że wcale nawet nie słyszał ostatnich słów rozmowy stryja swego ze studentem.
Pociąg od kwadransa był już w ruchu, a blada, zamyślona kobiéta wyglądała ciągle przez okno i ani razu nie zwróciła twarzy w stronę trzech mężczyzn, którzy na przeciw niéj siedzieli. Prawdopodobnie pogrążona w myślach, nie słyszała wejścia do wagonu nowego towarzysza podróży i niespostrzegła jego obecności.
Żółto-twarzy pan skończył nucenie aryetki, podniósł głowę, zdjął kapelusz, odkrywając przez to wysokie czoło, przerznięte w różnym kierunku przedwczesnémi zmarszczkami i wy-