Oczy młodszego zaiskrzyły się w zmroku jak dwa święto-jańskie robaczki.
— Warto zachodu! wycedził przez zęby, a potém ze złością zwrócił się do towarzysza.
— Ty bo nic porządnie nie zrobisz! ty z tą twoją tą obywatelską miną znudzisz tylko każdego! Ty nic więcéj nie umiesz jak sypać głupiemi konceptami! Tobie piątéj klepki brak w głowie.
Stary zaśmiał się przykro.
— Ho, ho, jak rozśpiewał się kanareczek! a czy to z takiém uszanowaniem do stryja przemawiać należy?
— Idź do lucypera z twoim stryjostwem! wycedził przez zęby młodszy. Gdybyś to jeszcze miał tę wieś o któréj tyle gadałeś temu błaznowi, tobym może i przypisał się do pokrewieństwa ...
— No więc przynajmniéj uczniem moim jesteś! zaśmiał się szpakowaty.
— Który prześcignął swego mistrza! szepnął żółto-twarzy i westchnął prawie głośno.
— Czyż znów wzdychasz? spytał go towarzysz gniewnie.
— At, machnął ręką młodszy, pomyślałem sobie, że gdybym nie został twoim uczniem...
— Tobyś umarł z głodu, albo biura wycierał rękawami, dorzucił szpakowaty i zaśmiał się przykrym, ochrypłym śmiechem.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.