Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

śli? czegoż więcéj chcesz odemnie? dla czego mię gonisz? odetchnąć nie dajesz? Uciekłem z téj jaskini, do któréj porwałeś mię ty z twojemi towarzyszami, zdrowe powietrze owiało mię i otrzeźwiło, zrozumiałem kim jesteś, kim jesteście wszyscy i chciałem biedz, uciekać kędy oczy poniosą, a ty jak szatan za duszą zgubioną puściłeś się za mną.... Precz! patrzyć na ciebie nie mogę!...
Okropne łkanie wydarło się z piersi młodzieńca, zakrył twarz obu rękami i upadł na najbliżéj stojącą ławkę.
W pobliżu cienista była altana. W chwili gdy młodzieniec złamany, targany boleścią straszną, na wpół tylko przytomny rzucił się na ławkę, w głębi altany zaszeleściło cóś z lekka. Byłże to powiew wiatru, który poruszył młodemi brzóz listkami, czy stłumione westchnienie, które uleciało z piersi kogoś, kto tam czuwał i cierpiał?
Szpakowaty pan zbliżył się i ciężką rękę sparł na ramieniu młodzieńca pochylonego pod brzemieniem rozpaczy.
— Słuchaj no, wyrzekł tonem zimnym jak lód i szyderskim nieco, po co te rzucania się, te wyrzuty, wyrzekania? wszak to już nic nie pomoże. Nie przymuszaliśmy cię abyś pił i grał w karty, fizycznego gwałtu nam nie dowiedziesz...
— Fizycznego gwałtu, zawołał młodzieniec, podnosząc głowę i ciskając oczami błyska-