Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

wiadających, że będę bardzo piękną, gdy dorosnę. Niekiedy pochwały te unosiły mię w siódme niebo, budząc wcześnie w piersi méj rozkosz, z zadowolenia miłości własnéj płynącą. Ale nieraz, gdy towarzystwo bawiło się wesoło, siadywałam w kąciku salonu i myślałam sobie o królowéj Jadwidze, lub mężnym Żółkiewskim, albo powtarzałam w myśli którą z opowieści ludowych, prawiących o sierotach biednych i o Aniołach Stróżach, które, z rozkazu Bożego nad głowami sierot tych wciąż wzlatują. Niekiedy także Binia dawała mi moralne nauki.
— Próżnujesz dziś, Waciu — mówiła — idź i zajmij się czémkolwiek. Ucz się, czytaj lub szyj co dla lalki; każdy człowiek zawsze coś robić powinien.
— A cóż robi mama? — pytałam Bini.
Zakłopotanie malowało się na twarzy mojéj piastunki, ale obecna rozmowie bona cudzoziemka podchwytywała prędko:
— Mama nic robić nie potrzebuje, bo jest bogatą panią.
— A co robi mój ojciec? — zwracałam się z nowém pytaniem do Bini.
Tym razem Binia nie była w kłopocie z odpowiedzią.
— Ojciec twój, Waciu — odpowiadała — zasiada codziennie na wysokiém krześle, które się katedrą nazywa, i tego, co sam umié, uczy kilkuset dorosłych już młodych ludzi. — Zastanawiałam się kilka chwil