moich huczało wkoło mnie zabawą i swawolą, ja siadywałam niekiedy sama jedna w ciemnym jakim kąciku, nieokreśloną ogarnięta tęsknicą; tym-to chwilom może, winna byłam mój poryw do nauk i coraz nowe budzące się w méj głowie pytania, wiodące mię do zastanawiania się nad wszystkiém, co mię otaczało.
A również może z chwil, przepędzonych w budoarze mojéj matki, wyniknęły owe w przededniu opuszczenia pensyi, marzenia moje o sali balowéj i radość, jaką czułam na myśl o oczekujących mię blaskach i świetnościach.
Tak, niezawodnie, atmosfera, w któréj człowiek spędza dzieciństwo swe, niewidomym strumieniem przenika całą przyszłość jego. Piérwsze wrażenia życia wsiąkają w umysł i serce, tworząc szereg wpływów, najdłuższemi niezwalczonych latami.
Uwaga ta przerwała wątek wspomnień moich. Pomyślałam o tém, że dzieciństwo moje owiane było dwiema, całkiem sprzecznemi ze sobą, atmosferami: tą, w jakiéj pogrążony był mój ojciec, i tą, jaka otaczała moję matkę. I pomyślałam jeszcze, że dwa te wpływy aż dotąd pozostały we mnie niestarte, że przed chwilą jeszcze wpatrywałam się w świat mojéj matki i w świat mego ojca, a oba pociągały mię jednakowo, lubo wiedziałam, że z natury swojéj pogo-