dzić się i dać się razem posiąść nie mogą. Jam pragnęła jednego i drugiego; ani jednego, ani drugiego wyrzec-bym się nie chciała. Cóż więc nastąpi? jaki wybór uczynię? jaką się stanę? Czy nauczę się, jak ojciec mój, w godzinach pracy rozumiéć myśl Bożą? czy, jak matka, przez życie całe zostanę zapatrzona w kameleonowe oblicze świata?
Doświadczyłam przeczucia walki: dwoistość przeznaczenia mego objawiła się mnie w dwoistości nastroju duszy mojéj. Zamyślonemi oczyma popatrzyłam w dogasający ogień i w myśli mojéj nawiązałam znowu nić wspomnień, czerpanych z ubiegłego dzieciństwa.
Miałam lat dziewięć, gdy nadeszły wypadki, które stanowczy wpływ wywarły na moje życie i ukochanych moich.
W domu naszym miało być wieczorem liczne zebranie. W budoarze mojéj matki paliły się na toalecie dwa kandelabry; szuflady, pełne kosztowności, były otwarte; na kanapie rozłożono suknią z białego atłasu, ozdobioną srebrnym haftem. Sukni téj przypatrywałam się z zachwyceniem, spoglądając téż niekiedy na zwinne ręce służącéj, która w misterne pukle i zwoje układała włosy mojéj matki, przed toaletą siedzącéj.