Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

do Bini i pozostanie przy nich, póki jéj do salonu nie zawołają.
Odeszłam i smutna przytuliłam głowę do piersi mojéj dobréj piastunki, z wielkiém niebezpieczeństwem dla mojéj fryzury à la Pompadour. Ale nie myślałam wtedy o fryzurze, bo przede mną stała wciąż łza, dojrzana w oku ojca, a obok niéj igrający na twarzy matki uśmiech. Nie mogłam tych dwóch zjawisk pogodzić w mojéj głowie; myśl moja pracowała nad rozwiązaniem pytania: dlaczego mój ojciec smutny, gdy matka wesoła? Dlaczego oczy matki błyszczały radością, gdy wzrok ojca zamglił się łzą? Pytanie to prześladowało mię i wtedy, gdy przyzwano mię do salonu, gdy zobaczyłam mnóztwo strojnych pań i panów, gdy goście nosili mię prawie na rękach, nazywając mię „śliczną dzieciną” i napełniając mi ręce karmelkami.
Pomiędzy bawiącym się tłumem szukałam wzrokiem mego ojca i widziałam go, jak uprzejmie i wesoło na pozór rozmawiał z gośćmi. Ale chmura, ciążąca mu wprzód na czole, przeszła do oczu, które bywały chwilami zamyślone i bardziéj surowe, niż zwykle.
Matka moja tańczyła wiele, najwięcéj z jakimś wysmukłym panem o jasnych włosach, którego tytułowano księciem i który często zwracał się ku mnie, obsypując mię pochwałami i przysmakami.
Gdy późno po północy panna Zelia poprowadziła