mię do mego sypialnego pokoiku, przytykającego do budoaru, byłam tak odurzoną gwarem, muzyką i myślami, które, jak spłoszone ptaki, trzepotały po mojéj głowie, że długo zasnąć nie mogłam i słyszałam, jak w salonach przycichał gwar ubywających gości, orkiestra coraz rzadszemi odzywała się akordami, powozy, zabierające towarzystwo, turkotały w bramie domu i odjeżdżały, milknąc w oddalonych ulicach, aż nareszcie słychać było samo stąpanie lokajów, gaszących światła w salonach; otworzyły się drzwi od budoaru i posłyszałam szelest atłasowéj sukni, ciągnącéj się po kobiercu. Po tym szeleście nastąpił inny: były to stąpania mężczyzny, wchodzącego do budoaru; poznałam w nich kroki mego ojca.
Nagle przed oczyma memi stanął znowu uśmiech, z jakim moja matka przeglądała się w zwierciedle przed rozpoczęciem balu, i łza, jaką widziałam w oku ojca, gdy patrzył na mnie. Wydało mi się, że za ścianą, która dzieliła pokój mój z budoarem, ta sama łza krzyżować się musi z tym samym uśmiechem. Poczułam instynktowy niepokój, podniosłam się nieco na łóżku, i śród ciszy, która mię otaczała, usłyszałam głos mego ojca, mówiący:
— Matyldo, nie dzwoń na służące twoje; chcę rozmówić się z tobą sam na sam, stanowczo i ostatecznie. — Nigdy nie słyszałam u mego ojca głosu podobnego, jak ten, którym wymówił te wyrazy. Brzmiał
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.