Tu urwała się w myśli mojéj nitka wspomnień i nie chciałam nawiązywać jéj daléj. Smutna byłam bardzo; odjęłam dłonie od oczu i spojrzałam w ogień. Zagasł już prawie, a tylko żar płonących jeszcze węgli osuszał dwie łzy, płynące po mojéj twarzy.
Obejrzałam się i zobaczyłam w kącie pokoju Binię, która siedziała z brodą wspartą na dłoni i przypatrywała mi się z uwagą.
— Nie śpisz jeszcze, Biniu? — zapytałam.
— Nie — odrzekła — czytałam w twarzy twojéj.
Zbliżyłam się do niéj i wzięłam ją za rękę.
— I cóż — spytałam — wyczytałaś w méj twarzy?
— Dobrą wróżbę — odparła.
— A zkądżeś tę dobrą wróżbę zaczerpnęła?
— Z łez, które stoczyły się po twych policzkach!
— Z łez — zawołałam — Biniu moja, co mówisz? alboż łzy dobrą wróżbę stanowić kiedy mogą?
Popatrzyła na mnie długo i rzekła z powagą:
— Kiedy widziałam, że w przeddzień wyjścia twego w świat marzyłaś o balach i błyskotkach, byłam niespokojna o ciebie i zmartwiona, ale gdy zamyśliłaś się i łzy popłynęły ci po twarzy, podziękowałam Bogu, że w stanowczéj porze twego życia dał ci chwilę rozwagi i smutku. Bo, dziecię moje, życie nie jest balem wesołym, a kto je sobie wyobraża ta-