była z nią sprawa. Jedwab okręcił się i zamiast rozwikłać go, jeszcze gorzéj plątałam.
W przyległym pokoju posłyszałam męzkie stąpanie. Czułam, że rumieńce uderzają mi do twarzy. Otóż, myślałam, zamiast polepszyć, pogorszyłam moje położenie. Będę musiała powitać gościa, nie mogąc ruszyć się od progu! Targnęłam raz jeszcze i zrobiłam to tak silnie, że uwikłanie mojéj odzieży jeszcze się wzmocniło. Do pokoju wszedł młody mężczyzna.
W stanowczéj chwili wróciła mi odwaga. Wyprostowałam się rezolutnie, o ile pozwalała mi na to przymocowana do portyery suknia, i ozwałam się:
— Bardzo przepraszam pana, że nie mogę ani kroku postąpić na powitanie, ale frendzla od sukni splątała mi się z portyerą.
Mówiłam to prawie z płaczem, tak upokarzało mię śmieszne, jak mi się zdawało, moje położenie.
Młody człowiek z uśmiechem podszedł do mnie i rzekł:
— Wszak to zapewne kuzynkę Wacławę widzę?
— Tak — odpowiedziałam.
— Jestem Franciszek W. — wymówił z ukłonem i podał mi rękę.
— Kuzynek Franuś! — zawołałam — odzyskując zupełnie śmiałość; — o! jakże się to stało, że nie poznałam kuzynka!
— Trudno to kogoś poznać, jeśli się go widziało
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.